sobota, 31 marca 2012

Snowkiting

Ten post powinien w zasadzie pojawić się dwa miesiące wcześniej ale z braku czasu i komputera do edycji video musiał pojawić się dopiero teraz. Chciałem poprostu do niego dodać komentarz filmowy :) Tak więc:

21.02.2012
Mimo coraz mniej mroźnych dni aura nadal nie zachceca do lotów. Po pierwsze szkoda męczyć glajta w mokrym śniegu, po drugie zimno. Myślałem jak sobie uprzyjemnić oczekiwanie na nadchodzącą wiosnę. Myślałem, myślałem i jeszcze rozmyślałem. Zdaje się że dosyć dlugo bo jak juz wymyśliłem to zima zaczęła powoli opuszczać nasze szerokości geograficzne. Pozostało jej jeszcze trochę na polach, ale zdaje się ze to jej ostatnie podrygi. Ale nie ważne co z zimą. Ważne co wymyśliłem. Snowkiting. Ma to coś wspólnego z paralotnią (latawiec) oraz z zimą (narty, deska).
Jakiś czas temu Wacek Kuzło napomknął że chce się pozbyć latawca komorowego. Przypomniałem sobie o tym właśnie całkiem niedawno. Zapakowałem tyłek w auto i pojechałem do Leska po zabawkę. Na miejscu okazało się że latawiec owszem jest i to całkiem fajny ale... troszkę duży jak na takie chuchro jak ja. 10m2 na początek i to w latawcu komorowym to nie jest to co tygryski lubią najbardziej. Wasko na szczęście pozwolił przetestować go w odpowiednich warunkach jeśli takowe miałyby się nadarzyć. Szczęśliwy pojechałem ze szmatą do domu i czekałem na odpowiednie warunki. Pech chciał że w tym czasie nad polską usadowił się wyż. Piękna słoneczna pogoda -20st na zewnątrz i ani krzty wiatru. Latawiec przy mojej wadze jest dobry na słabe wiatry ale musi cokolwiek wiać. Grubo 1,5 tyg. nic nie wiało. Szczęście prawda? W końcu nadszedł niż i zaczęło wiać... 20m/s. Tylko spokój mnie mógł uratować. W końcu nadszedł ten dzień. Zabrałem plecak, naostrzyłem narty i wyruszyłem na pobliskie pola w Lutoryżu upatrzone na google earth podczas wiatrowej posuchy. Miejscówka idealna ale wieje słabo. Może z dwa metry. Rozkładam jednak kajta, łapie bar w ręce i jazda. Latawiec ledwo ledwo wstaje. Wystarczy jednak pare metrów wyżej ustawić go bokiem i na Idefixa przy tak słabym wietrze ciągnie skubany jak diabli. Nie mam uprzęży. Po paru halsach łapy bolą. Decyduje podpiąć się na ostro paskiem. W sumie prawie nic nie wieje więc nie ma zagrożenia że mnie przeciągnie, podniesie czy coś w ten deseń. Teraz jest zupełnie inaczej. Krótkie podmuchy 3m/s pozwalają rozpędzić się do 40km/h. Aż strach pomyśleć co będzie przy 5m/s. Wiatr jednak ustaje, dojeżdżam do punktu startu z czego jestem dumny. 11km jazdy latawcem. Na pierwszy raz nie jest źle. Dużą robotę robi tu obycie z paralotnią. Postawienie latawca gdy ten wyląduje komorami w dół nie sprawia problemów, Sterowanie, ósemki i stawianie w razie "W" do zenitu też przychodzi łatwo. Bez wcześniejszego doświadczenia z glajtami pewnie bym się męczył i skończyłbym orząc śnieg. Następny dzień kajtowania przyszedł kilka dni później. Prognoza 3-4m/s, słoneczko. Tym razem bardziej wymagający spot, bo mniejszy, z drutami wys. napięcia na zawietrznej ale bardzo daleko. Zalety 3 minuty drogi od miejsca gdzie mieszkam :). Uzbroiłem się w prowizoryczną uprząż na bazie wyczepu do holowania w razie "ciekawej" sytuacji, gopro przyczepiłem do narty i jazda. Zupełnie inaczej jeździło się niż za pierwszym razem. Większy wiatr ułatwiał sterowanie. Kajt ostrzej chodził. Łatwiej robiło się zwroty. A wiało tylko 3m/s. Super! Z minuty na minutę moc wiatru rosła. Było już 3-4m/s w podmuchach do 5m/s. Niby niewiele. Na 25 metrowych glajtach normalnie się startuje przy takim wietrze. Tutaj jednak kajt ciągnął jak oszalały a stawianie go do zenitu powodowało uczucie lekkości. Ostrzenie nartami nie dawało rezultatu. Nie byłem w stanie ostrzyć pod wiatr, co spokojnie mogłem robić przy słabszym wietrze. Przy podmuchach 5m/s ściągało mnie z wiatrem mimo latawca nad głową. Po 50 minutach dałem za wygraną. Tu kolejna niespodzianka. Tego ustrojstwa nie da się złożyć. Leży toto na ziemi 25m przedemną, ciągnie jak cholera. Trudno zwijać linki bo chce startować. Masakra. Musiałem użyć dopiero fortelu. Podjechałem na zawietrzną małego pagureczka. Tam wiało o wiele słabiej i mogłem złożyć cholerę do plecaka. Trzeba jednak zaopatrzyć się w mniejszego kajta. 4-5m/s to wcale nie mocne wiatry przecież. Tego jednak sobie zatrzymam. Może wraz z większym doświadczeniem będę potrafił go wykorzystać. Na razie nadchodzi wiosna więc trzeba będzie schować go do szafy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz