niedziela, 3 listopada 2013

Coll Rodella

Spoglądam na swoją tabelkę lotów. Żal tyłek ściska, nawet nie ma na co patrzeć, pare lotów na krzyż. Już nawet nie mogę o sobie mówić niedzielny pilot bo było by to zwyczajnym nadużyciem. Plecak pokryła warstewka kurzu, radio leży gdzieś na szafie z rozładowaną baterią a vario kiedyś tak rozgadane milczy grobową ciszą. Nędza. Zamykam oczy i staram sobie przypomnieć wszystkie sześć czy siedem lotów, tak tak to nie żart, sześć lub siedem. Zawsze jako pierwszy nasuwa mi się ten wrześniowy. Staram się go odsunąć bardziej w zakamarki świadomości. Żeby nie przeszkadzał, żeby móc przypomnieć sobie reszte, ale ciągle wyłazi na wierzch. I o tym właśnie locie będzie ten wpis.

Wrzesień miałem bardzo pracowity, ciągłe wyjazdy z pracy nie pozwalały nacieszyć się  błękitem. Ledwo wróciłem z tygodniowego wypadu na Ukrainę, otwieram Skype'a a tu masz! Burza mózgów na lini. Może być ciekawie we włoszech, ale niestety na dwoje babka wróżyła. W Pieve chłopaki od tygodnia borykają się z brakiem waruna. Trzęsącymi rękami wypisuje na chacie że jade bez względu na to co by się działo. I tak zaczyna się mój najfajnieszy wyjazd tego roku.

Głodnych wrażeń było trzech. Ja, Kemot i Tomski. Stwierdzenie że wylatany Tomski był głodny latania także jest poprawne. Ten gościu odczuwa już poprostu głód "narkotyczny". Jest wieczór, robimy szybkie zakupy i suniemy z Kemotem do Jasła. Przesiadamy się w kombiaka Tomka i drużynowo podążamy w kierunku Insbruka. Tomski wpada na genialny plan. Udaje się nam w aucie wygospodarować dwa miejsca w pełni leżące. Dzięki temu dwóch może spać a jeden kierować. Ostatni etap jazdy przypadł niestety mi. Źle się wyspałem w aucie i bałem się że pierwszego dnia będe wyłączony z latania przez zmęczenie. Nim wstało słońce minęliśmy przełęcz Brenera i około 8.00 rano byliśmy już w Canazei. Słońce właśnie oświetlało skały po których mieliśmy latać. Wczesna pora naszego przyjazdu dała nam szanse zakwaterowania się jeszcze przed lataniem. Nieśpiesznie wyruszyliśmy w kierunku kolejki linowej na Coll Rodella, po drodze podziwiając ranne ptaszki robiące fikumiku na niebie w jeszcze spokojnym powietrzu.

Spodziewałem się stresu związanego z nowym miejscem, tak odmiennym od tego w jakim normalnie latam. Często to miewałem. Tutaj nic takiego nie miało miejsca. Ekscytacja krajobrazem, i możliwością rychłego lotu skutecznie tłumiła wszelkie obawy. Pierwsze "zające" już w powietrzu markowały powoli przepalajacą się inwersje. Oczekiwanie na lepsze warunki pozwoliły oswoić się z miejscem i przedyskutować z chłopakami taktykę na dziś.

- Polecimy na Grilla a potem się zobaczy. Kredens i Marmolada lub Predazzo i odbicie na Łechtaczke. Komentował Tomski.

Ja tylko mogłem potakiwać udając że rozumiem co to ten Kredens jest, o inne intymne miejsca nawet nie pytałem.

Inwersja podniosła się na tyle wysoko że pierwsze glajty poleciały na Grilla. Nadszedł czas na nas.  Startuje jako pierwszy. Wszystko w normie, pochylenie i ogień. Dołączamy do stacjonarnego komina na przedpolu, w którym kotłuje się chyba z 40 glajtów i robimy wysokość. Cykam zdjęcia jak szalony i nie moge doczekać się przeskoku na pierwsze skały. W końcu nadchodzi ten moment. Tomski jako że już tu latał odpala pierwszy. Ja jeszcze strzelam fotki, próbując omijać przy okazji niemieckich Misiów przecinających komin w losowy i sobie tylko znany sposób. Myślałem że będzie większa tragedia z lataniem w takim tłoku ale wszystko da się opanować. Trzeba być tylko skoncentrowanym i mieć oczy dookoła głowy.


 Gonimy z Kemotem  na Grilla. Wystawiam Tomka nieco z przodu z zamiarem strzelenia mu paru fotek. W końcu dobijamy do skał.


Chowam aparat, wyciągam gopro, chowam gopro wyciągam aparat, zdjęcia, filmy. Latam przy tych skałach jak pies spuszczony z łańcucha po miesiącu posuchy. Blisko monumentalnych szczytów jednak obie łapki są tam gdzie być powinny. Spodziewałem się trudniejszej termiki, szpilek, trzeszczących linek i spadających z nóg butów a tu spokojnie, leniwo. Tomski (pomarańczowy) w tym czasie odpala z Grilla w kierunku Predazzo.


Ja z Kemotem (czerwony) robimy jeszcze 4 kółka więcej i także lecimy na trase. Po chwili doganiamy Tomskiego i razem podgrzebujemy się w słabych kominach. Wszystko działa w zasadzie książkowo. Zostawiam chłopaków i postanawiam pokręcić się przy strzelistych skałach po naszej prawej.




Lece na te skały i cały czas zadaje sobie pytanie z uśmiechem na ustach, co ja tutaj robie :) Miejscami naprawdę trzeba uważać przy pełnym krążeniu żeby nie łupnąć w te sterczące ściany. Bardzo dobrze mi szło aż do przeskoku na pasmo Latemara. Przed doliną wysokość taka sobie, przykleiłem się do jednej ze ścian i czekam. Po chwili doganiają mnie chłopaki.


Tutaj  spędzamy kilka dobrych minut w zerku. Pierwszy nie wytrzymuje i odpala wyga Tomski. Przelot przez dolinę idzie mu jak krew z nosa. Nie mogąc przelecieć na południową stronę pasma wpakowuje się w żleb nad lasem i jakimś cudem kręci tam sam nie wiem co. Podkręciłem z 200m więcej niż Tomski i również zdecydowałem się na przelot przez dolinę, jednak od początku zakładając że będę musiał nadrobić drogi by znaleźć się po słonecznej stronie pasma Latemara. Tomek zachęca bym dołączył do zerka, które kręci ale mi ani się widzi ładować się w taką czarną dupę. Obaj mamy szczęście. Ja przechodze na słoneczną stronę i robię wysokość. Zerka Tomskiego w końcu zapracowały i on także bezpiecznie podkręca się wyżej. Kemot dołącza wkrótce do paczki. Kominy robią się coraz bardziej poszarpane. Tomski zachęca mnie na przedłużenie ramienia jeszcze bardziej na południowy zachód. Kemot tymczasem toczy ze sobą jakąś wewnętrzną walkę, leci w naszym kierunku by w pewnym momencie przerwać przeskok i wrócić do starego komina. Za ten manewr zapłaci niestety stratą wysokości i skokiem przez doline z jej brakiem. Dzielnie walczył jeszcze przy zalesionym zboczu koło Moeny lecz o tej godzinie ta strona doliny jeszcze nie działała.

Z braku dobrego waruna postanawiamy wrócić tą samą trasą. Tomek nie czekając na mnie odpala spowrotem w kierunku Canazei. Ja walcze w porywistym kominie by zrobić wysokość. 2700m n.p.m kręce narowiste 3-4m/s jakieś 40-50m od skały. Zwieracze zaciśnięte jak u ministranta. To ostatni taki narowisty komin dzisiejszego dnia. Dalsza trasa w kierunku Grilla to żebry. Tomski bezpiecznie dobija do skały i wykręca się w dalszą podróż. Mi dupę ratuje jakiś sęp. Razem wykręcamy gładką trójeczkę. Pierwszy raz kręce sobie tak szerokie 3m/s, nie dotykam zupełnie zewnętrznej sterówki. Dzięki temu mam wolną ręke by zrobić fotkę ptaszysku. 




Kemot wylądował jakieś 5km od auta, melduje przez radio żeby dawać znać to podjedzie po nas. Tomski już wykręcił się na Grillu i uderza na Kredens. Ja do Grilla przychodze za nisko. Chce mnie spłukać w dolinę. Po drodze łapie jednak kominek, wykręcam 3300m n.p.m i zachęcony przez Tomka pruje środkiem doliny na Marmolade. Na grani Marmolady meldujemy się niemal jednocześnie. Tomski może z 20m wyżej. Nalatane ma w rękach w tym roku ponad sto godzin. Wyłuskuje każdy metr z marnego komina idąc do góry. Ja niestety gubie się w tym. Zupełnie nie mam pomysłu na ten komin. Wypadam z niego co kosztuje mnie kolejne 30m. Powrót na miejsce już nic nie daje. Tomski wdrapuje się coraz wyżej po ścianie marmolady. Czując zmęczenie i widząc moją porażkę odwraca również w kierunku lądowiska. Mnie spłukało dosyć konkretnie, daje się we znaki już wiatr dolinowy. Mam może z 10-15km/h do przodu gdy tymczasem Tomski będąc z 400m wyżej pomyka sobie jakieś 35km/h. Bezpiecznie ląduje na łące przy drodze strasznie szczęśliwy że w końcu udało mi się znowu powisieć pare godzin i to w takim pięknym miejscu.

Kolejne dni miały przynieść jeszcze lepszą pogodę. Przyniosły niestety mocny południowy wiatr z silnym wiatrem dolinowym. W powietrzu latało pełno niedoświadczonych pilotów, którzy zbagatelizowali warunki lub ślepo wierzyli w "nieskładalność" konstrukcji EN B. Helikopter ratunkowy naprawde miał tego dnia dużo pracy.

Z lekkim niedosytem ale cali i szcześliwi wróciliśmy do polski.

Więcej zdjęć na mojej nowej picasie tutaj.
Nasz lot można oglądnąć sobie na xcontest tutaj.

Udało nam się także sklecić dwa krótkie filmiki z tego wyjazdu:

Pierwszy poniżej:

oraz tutaj film Tomskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz