niedziela, 10 października 2010

Dwa ciekawe dni

Oj już dawno mi się nie latało. A to pogoda a to inne "ważne" sprawy nie pozwalały choć na chwilę oderwać się od ziemi. Jedynym światełkiem w tunelu była wyprawa na Lendak gdzie w miłym towarzystwie polatałem godzinkę  podziwiając słowackie Tatry.
W końcu odbębniłem swoją zmianę, wyspałem nieprzespane noce i w piątek rano zasiadłem przed komputer by zobaczyć co się kroi. Przeglądam skype'a a tu cisza. Wszyscy chyba pracują. Rzucam hasło kto ma ochotę wyskoczyć na Obarzym ale głucha cisza. Tylko Piachu szydzi od czasu do czasu.... Witek wstępnie chciał jechać lecz mocny wiatr w Rzeszowie i temperatura ostudziły jego zapał. Wlazłem spowrotem do łóżka myśląc że dziś kupa. Dopiero po paru minutach gapienia się w sufit i telefonie Kasty decyduje się że wyruszam sam na Obarzym. Nigdy tam nie byłem, mniej więcej wiem gdzie to jest. Nie dlaeko bo jakieś 60km, zimno ale słońce świeci najwyżej się przejade. Na miejscu szukam gdzie by tu auto zostawić a następnie wdrapuje się bez glajta na coś co według mnie mogło by być tym Obarzymem. Widok skaczącego icka na szczycie utwierdza mnie w tym przekonaniu. Wieje lekko z boku ale wieje. Wracam po szmate. Po paru minutach już jestem na górze zwarty i gotowy. No to start. Szybko przechodzę nad drzewa i o dziwo nie trace wysokości a nawet zyskuje z 10m. Jest nie źle. Pare halsów i nadal nie spadam choć wyraźnie zaczyna wiać wzdłuż stoku. Łapie jakieś noszonko, cztery zwitki i jestem jakieś 80m nad startem. Niestety  to tyle... po 15 minutach w laminarnym duszeniu opadam jak liść obok samochodu. Rozmawiam jeszcze z lokalnym glajciarzem który właśnie wpadł zobaczyć co się dzieje i wracam do domu. niby 15 minut ale było fajnie. Dobre i to.

Na drugi dzień mam niecny plan polatania z Kluchą (moja żona) w tandemie. Tandem u Kasty załatwiony, wszystko dopięte. Wyruszamy dosyć późno bo około 11. Na miejscu jesteśmy przed pierwszą bo po drodze tir zatamował ruch. Ale jest ok. Chłopcy rozgrzewają się przy ognisku na którym ktoś pichci jakieś jedzenie. Wieje super, Kasta wpadł z tandemem czego chcieć więcej? Klucha zastrajkowała i za diabła nie chciała dać się wsadzić w uprząż. nie pomogły prośby, groźby nie i tyle..... ech te baby. No to latamy z Kastą we dwójkę. Jeszcze tylko mały spór o to kto kieruje i po szybkim starcie jesteśmy już w górze. A tam powietrze cud malina. Nie rzuca, nie wieje silno w sam raz na włóczęge bez celu. Po godzinie lądowanie i zamiana miejsc. Mój pierwszy start tandemem alpejką wychodzi nader sprawnie. Szybko przyklejamy się do lasu i powolutku robimy wysokość. Kasta tylko powtarza "Misiek kontroluj krzaki". 
Obawiałem się tylko lądowania, ale wcześniejszy instruktaż zrobił swoje i po kolejnej godzinie miękko lądujemy pod samochodami. Było super!


A na koniec takie coś widziałem na drodze koło mszany. Zdaje się że salamandry nie zapadły jeszcze w sen zimowy :)



A tu na szybko sklecony filmik z tandemowania:
http://www.youtube.com/watch?v=uv_5CptYwG4




2 komentarze:

  1. Dzięki Misiu za relacje i filmik, przynajmniej tyle radości jak widzę że wy latacie i "michy" wam się śmieją :). Myślę że za tydzień będę mógł już latać.
    xckrzysiek

    OdpowiedzUsuń
  2. No czekamy czekamy... na "szczęście" warun żaglowy tylko wiec dużo nie tracisz :)

    OdpowiedzUsuń