poniedziałek, 22 listopada 2010

Voyager plus

Masakra, już trzeci raz z rzędu nie polataliśmy. Najpierw wyprawa na Działy gdzie było za słabo. Kilka dni później znowu Działy gdzie znowu jest słabo więc decyzja zapada że jedziemy na nową górę w Myscowej gdzie też nic nie wieje. Góreczka fajna, jakieś 80m deniwelacji na oko. Wystawa SE (jakieś 165 stopni), lecz ze względu na ukształtowanie terenu przed nią chyba lepszy będzie wiatr S.
Wczoraj też się fajnie zapowiadało a na dodatek Grzybu stanął na głowie i załatwił mi do spróbowania plecako-uprząż Woody-Valeya co się zwie Voyager Plus.
Oczywiście nic nie wiało.... echhhhh coś słabą mamy ostatnio sprawdzalność pogody albo to głód latania popycha nas do wyjazdów w coraz bardziej bezsensowne dni. Latania nie było za wiele. Walnąłem trzy zloty zapoznawcze i nic więcej. 

Uprząż wydaje się solidna. Materiał cieńszy niż w normalnej uprzęży ale nie sprawiał wrażenia że coś może się popruć przy pierwszym kontakcie z krzakiem bądź kolcami dzikiej róży. Plecy plecaka wyglądają o niebo lepiej niż w normalnym plecaku paralotniowym. Jeszcze lepsze są podobno w Swingu Connect Reverse, gdzie ten element jest produkowany przez znaną górskim turystom firmę Deuter. Tylna część plecaka posiada dwie długie kieszenie na kije trekingowe. W górnej części znajduje się schowek na dokumenty lub np. klucze. To co mi się spodobało to zaczepy na radio i np. rurkę na taśmach naramiennych. Dzięki temu można maszerować i "podsłuchiwać" kolegów nie zajmując sobie rąk. Taśma lędźwiowa też posiada dwa schowki na komórkę lub co tam jeszcze można włożyć. Plecak jest "w sam raz". Mieści glajta, vario, gps, pełny kask. Jeśli ktoś myśli o lataniu biwakowym to musi pokusić się o dodatkową kieszeń dopinaną do plecaka dostępną w ofercie producenta. 

Kieszeń na RSH (Rączka "siedzi" bardzo pewnie na swoim miejscu)
Nie mam pojęcia jak się przekształca plecak w uprząż i odwrotnie lecz wszystko wyszło jakoś intuicyjnie. Klamerki wyglądają solidnie choć trzeba się pilnować przy zatrzaskiwaniu bo nie zawsze mogą się poprawnie zamknąć. Uprząż ma mnogość regulacji w tym regulacje wysokości siedzenia. Boczne kieszonki troszkę są małe. Moje grube rękawiczki zimowe musiałem w nich upychać. Zapas zgrabnie schowany w kieszeni choć ja wole system kopertowy. Rączka wygląda solidnie i jest możliwość podglądu czy zapinki rączki się nie wysuwają co może spowodować niechciane otwarcie. Taśmy są zakończone zgrabnymi aluminiowymi karabinkami które bardzo przypadły mi do gustu.

Myscowa startowisko od strony wschodniej
Harcerz na nowym Summicie XC
Po dwóch dniach przyszła kolejna szansa na lot. Tym razem jedziemy z Harcerzem na Myscową. Nowa górka dopiero w tym roku na jesień oblatana tak więc "pachnie jeszcze nowością".  Przejeżdżamy dwa razy rzekę po betonowych płytach zostawiamy auto i piwo u gospodarza na dole i bierzemy się za wdrapywanie. Plecaczek niesie się superowo ale podejście i tak jest krótkie więc nawet nie ma gdzie się zmęczyć. Wieje trochę mocno więc zostawiamy szpej na startowisku i idziemy przejść się po lesie. Po godzince i namowach startuje Tomski. Patrzymy, nic się nie dzieje, nie składa, nie rzuca leci prosto więc jako drugi pakuje się ja. Jakoś tak nie wygodnie w tej uprzęży, deska wydaje się za krótka i jakoś mi nie leży. Szybko znajduje problem. Zbytnio podniosłem sobie wysokość deski. Na szczęście bardzo łatwo da się to wyregulować w powietrzu, duży plus. Tyłek wpada trochę głębiej i już jest lepiej ale nadal nie jest to to czego bym oczekiwał po paru minutach przyzwyczajam się. Nie mam dostatecznego oparcia w plecach ale myśle że wszystkie te problemy związane są z tym iż zawsze latałem z podnóżkiem i nawet w mojej uprzęży czułbym się nieswojo. Poczekamy na jeszcze jeden lotny dzień i spróbujemy z podnóżkiem. Wydaje się że będzie ok gdyż po wciśnięciu speeda i wyprostowaniu nóg uprząż zaczęła pracować "normalnie". Jeśli chodzi o speeda to tutaj było duże pozytywne zaskoczenie. Jeszcze nigdy tak lekko nie wciskało mi się speeda. Moją pierwszą reakcją na wciśnięcie beli było sprawdzenie czy aby na pewno mam bloczki ze sobą spięte bo nogi mi weszły jak w masło. Speed działa pięknie niemal zachęcając do ciągłego używania.
Solidne taśmy oraz karabinki
Lotny dzień nie nadszedł. Postanowiłem więc podwiesić się w domu. Bez podnóżka wrażenia były takie same jak w locie, czyli do dupy. Z podnóżkiem... inna liga. Nawet po podniesieniu wysokości deski w pozycji maksymalnej było całkiem wygodnie, moje plecy także się nie męczyły. W tej konfiguracji powisiałem sobie chyba z 40 minut i nic mnie nie bolało ani nie czułem zmęczenia. Chyba można dać tej uprzęży zielone światło.


1 komentarz:

  1. Ale Misiu się opisałeś - widzisz jak chcesz to potrafisz. To może nie zatrzymuj sie i ......... no wiesz co :)

    OdpowiedzUsuń