środa, 19 października 2011

W końcu nadejszła wiekopomna chwila. Pięć tygodni po feralnym lądowaniu nie wytrzymałem i korzystając z wolnego i ładnej pogody ruszyłem na Działy. Według mnie miało wiać za mocno ale Wacek i Tomski twierdzili że będzie ok i tak rzeczywiście było. Na górce wiało 4m. Niestety były to podmuchy termiczne więc ten kto nie zabrał się z bąblem szybko wyżej kończył zabawe na dole.
Szybki montaż "zdobycznych" GoPro z Actifun.pl na kasku oraz na kiju i melduje się na starcie.  Wieje, czyli nie będe musiał biegać z chorą nogą. Wieje, wieje ale chłopaki meldują się co chwila na dole. A dałbym sobie głowe uciąć że da się latać. Zamierzam sprawdzić warun w boju. Podnosze glajta, sprawdzam czy wszystko ok. Przerzucam ciężar raz na zdrową raz na skręconą łapę by zobaczyć czy coś mnie może zaskoczyć przy lądowaniu. Wszystko ok. Krok do przodu i lecimy. 
Rzeczywiście kiepsko. Pierwszy hals ze stratą wysokości i ani drgnie do góry. Następna nawrotka wyszła mi o wiele lepiej, a przy trzeciej lece na wschód na moje ulubione miejsce. Tam łapie pierwszy komin i wykręcam w nim 280 nad start :) Niech ktoś mi powie że nie ma waruna. Świerzbi mnie by polecieć z odchodzącym noszeniem ale coś do ucha mi szepcze że ten lot może zakończyć się szybciej niż normalnie. Dziś postanawiam nalatać się na żagielku co czyniłem aż do znudzenia.

Poniżej film z tego dnia:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz